top of page
Szukaj

Proces, czyli smak słodko-gorzki


 
Open up your eyes, open up your heart. Take a walk inside, see who you are.

Od 7 (!) tygodni biorę udział w warsztatach "Rany więzi" Marianny Gierszewskiej i jest to wspaniała przygoda wgłąb siebie, ale też refleksyjny czas, uświadamiający jak wiele z przeszłych relacji na tych ranach więzi budowałam.


Dziś dostaliśmy zadanie domowe, jednocześnie będące pytaniem, które chodziło za mną już od kilku miesięcy. "Czym jest dla Ciebie proces?" - dzielę się z Wami tym pytaniem. Chodzi tu o proces rozwoju osobistego, proces świadomego bycia sobą.


Dla mnie proces to akt ciągłej kreacji, doświadczania, odczuwania, sprawdzania samemu ze sobą - jak mi jest, czego chcę, czego potrzebuję, a co zostawiam za sobą. I kiedy raz się zacznie, ten proces nie ustaje, dzieje się naturalnie, będąc częścią kształtującego się w nas człowieczeństwa. I jak z każdym procesem - na początku jest trudno. Na początku się nie chce. To jak z siłownią - zapału często starcza na miesiąc, dwa, a potem to kwestia wypracowania nawyku działania inaczej niż do tej pory.


Kiedy to pisałam, w tle poleciała piosenka niczym idealny podkład filmowy:


Said that it gets easier

That we grow with time

And that we search for meanin'

In the hopes of gettin' it right


All I need is hope when it gets hard

All I need is meanin' through the dark

All I need is somethin' to light the spark

All I need is reason to restart


Na początku się nie chce, na początku jest trudno, na początku nie widzi się efektów. Bo tak wiele musi się ułożyć w nas samych, potem po kropelce w naszych najbliższych w reakcji na naszą zmianę, aż w końcu będzie "działać" jako całość.


Na początku to może przypominać drogę przez górki i dołki. Im więcej wiem, tym wiem mniej. Dziesięć razy zadziałam "po nowemu" i widzę efekty, czuję radość, ale za jedenastym wracam do starego i "wszystko się wali". Żona reaguje jak dawniej, dzieci nieposłuszne, w pracy nie idzie i samemu ze sobą jakoś niewygodnie.


I chyba najważniejsze w tym wszystkim jest ufać. Ufać sobie, że można się potknąć. Że mogę mieć gorszy dzień. Że dziś mogę nie umieć po nowemu. Bo nie mam siły, bo nie mam zasobów, bo potrzebuję się zatrzymać.


Kiedy dziecko uczy się chodzić nie mamy do niego pretensji, że zdarza mu się przewrócić. Nie utrzymać równowagi. Coś zwalić ze stolika. Nie opierdzielamy, kiedy zbyt długo raczkuje, że już powinno chodzić. Wtedy wiemy, że to proces, który potrzebuje czasu. Że to się nie dzieje z dnia na dzień.


Dlatego ważne jest też wtedy mieć przy sobie osoby, które pozwolą Ci ten gorszy dzień przeżyć. Bez oceny, bez dokładania swojego, bez naprawiania. Stanąć przy kimś w swojej słabości to dla mnie najwyższy wyraz odwagi. Bo to dla mnie mówi: "taka jestem, taki jestem". Taka TEŻ jestem. Oprócz bycia zajebistą, piękną, mądrą, oczytaną, profesjonalną i poukładaną, taka też jestem. I pytanie czy masz w swoim gronie osoby, które Cię taką/takiego przyjmą, czy musisz być jakiś, żeby nie zostać odrzucony. A paradoksalnie, kiedy unikamy odrzucenia przez innych, odrzucamy samych siebie. Kiedy unikamy konsekwencji bycia w swojej prawdzie, powoli zabijamy siebie samych.


I znowu poleciała adekwatna piosenka w tle. Kocham ten mój Wszechświat, który daje mi podkład muzyczny pod moje życie i myśli.


Obok zaufania do siebie i bycia w prawdzie o sobie, kolejną ważną kwestią jest jasność własnej intencji. Do czego zmierzam? Co chcę tą zmianą osiągnąć? Jakie relacje mieć? Co chcę czuć? Jakim chcę być człowiekiem? Jakiego życia dla siebie pragnę? Czego ma być w nim więcej?


I tutaj kluczowe jest to, czego chcesz, a nie to, czego nie chcesz. Czyli czego chcesz więcej, czego potrzebujesz, co zapraszasz do swojego życia, czego chcesz doświadczać, czego chcesz się nauczyć, jakich ludzi chcesz poznać. Skupiając się na tym, czego nie chcesz, generujesz tego więcej. Serio, sprawdziłam wielokrotnie. :))


Czy coś jeszcze? Na koniec dodam wdzięczność za malutkie, dostrzegalne efekty własnych działań i intencji. Przedwczoraj dostałam od kolegi z pracy (dzięki Kuba! :)) ćwiczenie wdzięczności na 27 dni i już dziś mu pisałam, że działa. Praktyka wdzięczności łączy się z tym, co pisałam wyżej, czyli z jasnością tego, czego chcemy więcej i co jest dla nas ważne. Im bardziej jestem wdzięczna za to, co mam, tym więcej podobnego dostaję. To jest niesamowite i działa jak magia.


I ostatnia w tym poście piosenka, która poleciała w tle, kiedy pisałam powyższy akapit.


A, i ostatnie, najważniejsze.

W swoim własnym procesie, oczekiwania co do zmiany, można mieć tylko i wyłącznie do siebie.

Jest ryzyko, że inni nie będą reagować, jak oczekujemy, zmieniać się z nami, czy nas w tym wspierać.

I tutaj docieramy do roli, w jakiej w tym procesie się ustawiamy.


Dla kogo to robię?


Jeżeli dla siebie - to stawiam się w roli dorosłego, który bierze odpowiedzialność za swoje życie, myśli i emocje.

Jeżeli dla siebie, ALE oczekuję, że dostanę pochwałę, oklaski, nagrodę (w postaci jakiegoś oczekiwanego zachowania drugiej osoby) to jednak działam z pozycji dziecka. Niedokochanego, nieuznanego, poranionego. Dziecka, które swoim zachowaniem oczekuje na konkretne wynagrodzenie z zewnątrz za poniesiony przez siebie wysiłek.

Dorosły z kolei działa kierując swój wzrok na siebie i to, co zmienia się w środku. Na to, jak ja inaczej odbieram innych, ich słowa i zachowania. Na to, jak ja inaczej reaguję na to, co się wokół mnie dzieje. Na to, z jaką uważnością wychodzę do świata. Będąc OK z tym, że ten świat może mi zupełnie nic nie dać, niezależnie ile od siebie włożę. Dosyć łatwo jest rozpoznać pozycję, z której się wychodzi.

Bo jak wychodzisz z pozycji dorosłego to zazwyczaj wiele pięknych chwil i gestów do Ciebie przychodzi "samo".

A nawet jak przychodzą trudne momenty to jest ok. I to wzmacnia. Wynika to ze zrozumienia i szacunku do odrębności i życia innych osób, ich własnych procesów, aktualnych zasobów.

A jak wychodzisz z pozycji dziecka, które oczekuje dostawać od innych to często towarzyszy temu frustracja i rozczarowanie. I ono wcale nie świadczy źle o tej osobie, od której nie dostajesz. Ono świadczy o tym, że patrzysz w złym kierunku.


Życzę sobie i nam życzliwości w tych naszych nieustających procesach. Życzliwości dla samych siebie i życzliwości dla siebie nawzajem. Uważności na nasze wewnętrzne dzieci, co jakiś czas tupiące nóżką. Troski dla tych części, które czekają na zaopiekowanie. I odwagi, żeby iść dalej w swojej dorosłości, zwłaszcza wtedy kiedy brak jest jakichkolwiek zapewnień, że idziemy w "dobrą" stronę.

Uściski 🤍🤍🤍





72 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2_Post
bottom of page